24 maja 2019

Rozdanie

Czas trwania:
26.05. - 08.06.2019. godz. 23:59


Nagrody:
1. Woda toaletowa Avon Pure dla Niej


2. Gra planszowa Gorący Ziemniak od Alexander


3. Woda perfumowana Elizabeth Arden Green Tea Scent Spray



Regulamin:
1. Konkurs skierowany do fanów strony Myniaki
2. Konkurs odbywa się na stronie organizatora Myniaki
3. Jeśli chcesz - polub stronę AVON - konsultacje i wysyłka.
4. Jeśli chcesz - polub post konkursowy.
5. Jeśli chcesz - udostępnij publicznie post konkursowy.
6. Jeśli chcesz - zaproś znajomych do zabawy.
7. Aby zgłosić się do konkursu w komentarzu pod postem konkursowym podaj numer nagrody o którą grasz.
8. Przyjmowane będą jedynie zgłoszenia z profili prywatnych.
9. Jeden profil = jedno zgłoszenie.
10. Wybrana zostanie jedna osoba, która spełni wszystkie warunki zawarte w regulaminie.
11. Zgłoszenie do konkursu oznacza akceptację jego regulaminu w całości.
12. Zgłaszając się zezwalasz na wykorzystywanie Twoich danych osobowych (Imię i nazwisko) w celu organizacji konkursu, w tym do ewentualnej publikacji ich na stronie w celu ogłoszenia wygranej.
13. Wyniki zostaną opublikowane w ciągu 14 dni od zakończenia konkursu na fp Myniaki
14. Wysyłka tylko na terenie Polski w ciągu 30 dni od ogłoszenia wyników.
15. Wygrany ma 3 dni na zgłoszenie się po odbiór nagrody.
16. Konkurs skierowany jest do osób pełnoletnich.
17. Promocja nie jest w żaden sposób związana, ani sponsorowana przez serwis Facebook i nie ponosi on za nią odpowiedzialności. 
18. Konkurs nie podlega Ustawie z dn. 29 lipca 1992 o grach i zakładach wzajemnych (Dz.U. 1992 nr 68 poz. 341)
19. Nagrody nie można wymienić na inną, ani na ekwiwalent pieniężny





20 maja 2019

Rare Flowers Night Orchid od Avon

Dawno, dawno nie było testów co?
Jakoś zabrakło farta, a brakowało mi tego.
Dzisiaj wieli powrót (i pierwsza recenzja perfum tutaj!), dzięki akcji "HOT Noty" z zapachem Rare Flowers Night Orchid od Avon.



Zapach zmysłowy, tajemniczy, zdecydowany. Idealny do eleganckich kreacji, na "ważniejsze" okazje.
Początkowo może się wydawać ciężki, jednak na skórze odkrywa swoją delikatniejszą, trochę kwaskową nutę.
Trwałość zapachu naprawdę godna pochwały.



Kompozycja: kwiatowo-orientalna.
Główne nuty zapachowe: gorzka pomarańcza, czarna orchidea, złota gardenia.




Flakon - 50 ml, na pewno warto kupić na promocji, które dość często się zdarzają w katalogu.
Duży plus za wygląd flakonu - prezentuje się naprawdę fajnie :)




Warto tu zajrzeć:
http://u.grubo.io/11f






Może Cię również zainteresować:



Zapraszam również do nas na:

9 maja 2019

Jak straciłam dwójkę swoich dzieci...

Żeby o tym napisać i mówić musiałam do tego dojrzeć... Pogodzić się ze stratą, z sytuacją.
Dzisiaj opowiem Wam o tym jak straciłam swoje dwa bąbelki. Nie znam ich płci, nie mam pewności, czy było jedno serduszko, czy dwa, a może wcale ich tam nie było?
Będzie przede wszystkich o chamstwie lekarza-ordynatora i pielęgniarek, o Polskiej Służbie Zdrowia, o braku empatii z ich strony, ale w 100% prawdziwie.
Zacznijmy od początku...

Trzy miesiące po urodzeniu Mateusza (czyli po mojej pierwszej ciąży), mimo że jeszcze nic na to nie wskazywało, a do terminu miesiączki jeszcze był czas, oznajmiłam Myniakowemu tacie, że jestem w ciąży. Po prostu byłam pewna, nie potrzebowałam robić testu, na który i tak było jeszcze za wcześnie. Nie potraktował tego wtedy na poważnie, uwierzył mi dopiero 2 tygodnie później - kiedy potwierdził to test.
Spanikowałam totalnie. Raptem kilka miesięcy wcześniej urodziłam pierwsze dziecko. Ale lecąc z falą - umówiłam wizytę u swojego ginekologa.
Już wtedy wiedziałam, że coś jest nie tak...
Mojego lekarza znam bardzo dobrze - Teściowa pracuje w szpitalu, poleciła mi tego ginekologa, znają się od lat, czułam się przy nim wyjątkowa, a nie jako pacjenta numer 67, bo traktował mnie bardzo dobrze. Na powód mojej wizyty się ucieszył, w końcu jak wychodziłam ze szpitala z Matim, rzucił na odchodne, dla żartu: "Zapraszamy za rok".
- To robimy usg.
Położyłam się i się zaczęło. Długo coś sprawdzał, za długo. Zdecydował o przeprowadzeniu USG dopochwowego. Tu już mi się zapaliła czerwona lampa - po co?
Tutaj też bardzo długo sprawdzał.
- Bardzo rzadko się coś takiego zdarza. Pani spojrzy na ekran i powie co tutaj widzi?
Nie widziałam totalnie nic.
- Tutaj jest jeden bąbelek. A tu drugi.
- Bliźniaki?!
- Tak, dokładnie.
Ale to nie było tak jak powinno być. Bez radości. Tłumaczyłam to sobie wtedy zmęczeniem, ciężkim dniem, w końcu był po dyżurze w szpitalu. Choć wiedziałam, że coś jest nie tak.
Nie założył mi również karty ciąży. Dał skierowania na badania i kazał się zgłosić za 2 tygodnie.
W międzyczasie Teściowa (przypominam: pracuje w szpitalu) odebrała moje wyniki i pokazała je lekarzowi.
Prosiłam Myniakowego tatę, żebyśmy nikomu o tej ciąży nie mówili. To był dopiero 6 tydzień. Nie czułam żadnej radości, czułam tylko strach, niepewność i pustkę w środku.

2 dni przed wyznaczoną wizytą dostałam pomarańczowego plamienia.
Wiedziałam, że to koniec.
Wybiegłam zapłakana z łazienki do Myniakowego taty łkając, że poroniłam. Starał się mnie uspokoić, sam umówił na szybko wizytę z lekarzem, akurat tego dnia przyjmował w gabinecie.
Zawieźliśmy Matiego do babci:
- Wiesz, nie chciałam Cię martwić... Ale Stasiu* jak oglądał Twoje wyniki powiedział mi, że ten jeden bąbelek jest dużo mniejszy i nie wiadomo, czy mu się uda...
*Imię lekarza zmienione.

Od tego momentu pamiętam wszystko jak przez mgłę.
Natłok myśli, stres, przemęczenie (w końcu w domu miałam małe niemowlę) - wybuchowa mieszanka.

Ginekolog powtórzył mi to, co powiedziała Teściowa. Kazał się jeszcze nie martwić, w szpitalu powtórzą badania. Dostałam skierowanie do szpitala na następny dzień - o ile nie dostanę krwotoku, albo nie zacznie się dziać coś poważniejszego, wtedy akurat miał dyżur.

Nocy nie przespałam.

W szpitalu na oddział - kolejka. Teściowa poszła porozmawiać z koleżankami w rejestracji, żeby przyjęły mnie pierwszą, zgodziły się.
Oburzyła się oczywiście jakaś kobieta, że ona z mamą czeka i były pierwsze w kolejce.
Miałam ochotę jej wykrzyczeć w twarz, że chodzi o życie moich dzieci, ale przeszłam po prostu obok...

Mój lekarz zadbał, abym została zbadana jako pierwsza.
W takich sytuacja o sposobie postępowania decydują wszyscy obecni lekarze - czyli cała trójka.
Mój lekarz, Ordynator, plus jeszcze jeden lekarz.
Zarządzono jeszcze jedno usg, wykonane lekarza nr 3.
Dokładnie tak jak wcześniej, trwało ono całe wieki.
- Obawiam się, że jest to pusta ciąża.
- Pusta?
- Najprawdopodobniej w trakcie podziałów komórkowych na początku ciąży doszło do jakiegoś błędu i organizm sam zakończył ciążę. Zostały tylko dwa bąbelki, ale są one puste. Nie ma w nich zarodków. W 9 tygodniu ciąży powinno być już widać serduszko, a nie widać w nich zupełnie nic.

Zebranie trzech lekarzy w mojej obecności.
- Ciąża pusta, do czyszczenia. Potwierdzają? - rzucił Ordynator.
- Tak.
- Tak.

I już nie było żadnej nadziei...

Ordynator: - Położy się, zaaplikuję globulkę. Zacznie po niej krwawić, a popołudniu wykonamy zabieg łyżeczkowania.
I kiedy ja leżę z rozłożonymi nogami na fotelu ginekologicznym a on już podchodzi do mnie z globulką - dzwoni mu telefon.
Tak bez kozery stoi przede mną i gada.
Nie słuchałam nawet o czym, pamiętam tylko, że gapiłam się w sufit i się powstrzymywałam żeby się nie poryczeć.
Był najbardziej niedelikatnym lekarzem z jakim się w życiu spotkałam. Bolało i fizycznie i psychicznie.
Na odchodne rzucił:
- Się nie martwi, młoda jest, zrobi sobie jeszcze dziecko.
I wyszedł.
*TRZASK*
Mój ginekolog rzucił długopisem w biurko, zostaliśmy sami.
- Co za bezczelny, pozbawiony szacunku do pacjentów człowiek!
Ja nie powiedziałam nic.
- Wiesz co, nie przejmuj się. Taka ciąża trafia się raz na 100. Wiem, że boli, że trafiło na Ciebie. Ale wiesz co? W sali obok leży dziewczyna, która trafiła tą szansę drugi raz pod rząd. Na Ciebie w domu czeka syn, a ona jeszcze nie ma dziecka. Jest z nią naprawdę źle...Źle psychicznie. Nie bądź na mnie zła, że wcześniej nic Ci nie mówiłem. Nie chciałem Cię martwić, ciąża była wczesna, nie było pewności, że to się tak skończy. A stres byłby bardzo niewskazany...

Kilka godzin później miałam zabieg pod znieczuleniem ogólnym.
Pan Ordynator popisał się po raz kolejny - od razu po wybudzeniu kazał mi zejść z fotela ginekologicznego, wstać i przejść na łóżko. Miałam taki helikopter w głowie, że dobrze że złapała mnie pielęgniarka, bo by mnie zbierali z podłogi.

I zawieźli mnie na salę.
- Pani leży.

I leżałam. Leżałam na sali z kobietami w ciąży"po terminie", które czekały na urodzenie swoich dzieci. Leżałam i słuchałam jak gadają o ubrankach, wanienkach, pieluchach... A ja nie miałam zupełnie nic. Leżałam twarzą do ściany i wyłam w róg kołdry, żeby mnie nikt nie słyszał. Aż zasnęłam.

- Pani się budzi i bierze tabletki.
- Przepraszam a mogę już wstać i coś zjeść?
- A co Pani, umierająca? Aż tak Pani nie krwawi, żeby nie mogła się ruszyć.

Następny dzień.
Leżałam na pierwszej sali, przyszedł Ordynator w poczekaniu na resztę lekarzy, aby zacząć obchód. Rzucił jakiś żałosny dowcip o zdradzającym mężu. Serio, suchary przy tym to świeże bułeczki. Miałam go w dupie, reszta się śmiała z kultury, ja sobie to odpuściłam.
- A co Panią nie bawi? Myśli Pani, że mężczyźni są wierni? Haha. Zdradzają Was partnerzy i Wasi ojcowie też zdradzają. Mężczyzna nie jest stworzony do wierności.

Nadęty kurwa Bufon.

Obchód. Stają nad moim łóżkiem.
- Ciąża pusta, udany zabieg łyżeczkowania, w sumie nic się nie dzieje, ale może zostać do jutra.
- Chyba, że bardzo chce to może wyjść dzisiaj.
Chcę bardzo. Jak nic innego - wyjść i przytulić swojego syna.
- To po obchodzie pójdzie do gabinetu po receptę.

Zadzwoniłam po Myniakowego tatę żeby mnie odebrał. Łóżko kazali mi zwolnić jak wychodzę, więc kucnęłam na podłodze przed gabinetem lekarskim (nie było krzeseł na korytarzu) i czekam na receptę.
Przychodzi Myniakowy tata.
W drzwiach staje pielęgniarka z listą A4 pełną nazwisk i rzecze dumna:
- Pani sobie załatwi krzesło, bo Pani sobie poczeka. Najpierw lekarz przebada te wszystkie pacjentki.
Było mi wszystko obojętne - dalej kucałam.
- Poczekaj, idę po mamę, tak do cholery nie może być.
Teściowa wchodzi na korytarz, owa "miła" pielęgniarka łapie uśmiech od ucha do ucha:
- Och, Bożenko, witaj. Co Cię tutaj sprowadza?
- Moja Synowa.
- Co nie mówiłaś, że Ty od Bożenki jesteś? Od razu recepta by była.
I była. 3 minuty później.


Z perspektywy czasu ból jest taki sam, ale nauczyłam się z nim żyć. Do dzisiaj mam żal, że lekarze i pielęgniarki nie umieją okazać szacunku i współczucia, które należy się pacjentkom, szczególnie w tak ciężkich chwilach. Kurczę, spłakałam się pisząc ten post, ale kiedy patrzę na dwójkę swoich dzieci dziękuję Bogu, że dane mi jest je mieć.

Pamiętam o moich bąbelkach. I zawsze będę pamiętać.







Może Cię również zainteresować:



Zapraszam również do nas na: