28 lipca 2016

Nieślubne związki

Dzisiaj na ruszt idzie dość kontrowersyjny temat, może już trochę mniej niż kiedyś, ale jednak dalej kontrowersyjny - życie na "kocią łapę", czy tzw. konkubinat.
Bez bicia się przyznaję, że z Myniakowym tatą żyjemy bez ślubu. Mieszkamy ze sobą 3 lata, mamy razem dwójkę dzieci, ale nie mamy GPS'a na palcu i papierów na siebie. Reakcje ludzi na to są naprawdę różne. Jedni mówią, że by tak nie potrafili, bo przecież dziecko do czegoś zobowiązuje, że tak nie wypada. Inni mówią, że to tylko nasza sprawa i najważniejsze żebyśmy byli szczęśliwi i my i nasze dzieci, reszta schodzi na dalszy plan.
Powiem z góry - jestem bardzo tolerancyjną osobą. Nie przeszkadza mi homoseksualizm, inny kolor skóry, różnica wyznań itp. Nie przeszkadza mi to, o ile to w żaden sposób nie rani innych ludzi, nikt nikomu nic nie narzuca. Każdy z nas jest inny i to jest piękne, bez tego świat byłby nudny. Niemniej jednak nie spodziewałam się, że przyjdzie mi żyć bez ślubu. Jak każda dziewczyna marzyłam o pięknej białej sukni i całej tej otoczce. Jak zawsze życie zweryfikowało plany.
Kiedy okazało się, że jestem w ciąży oczywiście odruch był taki, że wypadałoby wziąć ślub. Tylko właśnie, żeby to było takie łatwe. Każdy kto brał ślub, wie ile sprawa kosztuje, bo wiadomo, że nie o sam ślub chodzi, ale również o wesele. Trzeba wyłożyć naprawdę grubą forsę. Na rodziców liczyć nie mogliśmy - jednych najzwyczajniej na to nie stać, bo mają tyle, że wystarcza na teraz i nic więcej, a jak już wcześniej pisałam - ze strony moich rodziców poparcia dla tego związku nie było. Oczywiście całe otoczenie napierało, że jak jestem w ciąży to ślub być musi, bo przecież co ludzie powiedzą. Rodzice również to sugerowali, jednak nikt nie pomyślał wtedy, że niby za co. Jak zaczęliśmy myśleć o ślubie cywilnym bez wesela to w końcu stanęło po obu stronach rodziny na tym, że jednak lepiej nie brać ślubu, jak nie ma to być kościelny. Zastanawia mnie to do dzisiaj - o co chodzi? W czym ślub cywilny jest gorszy od kościelnego? Przecież kościelny można wziąć nawet kilkanaście lat po ślubie cywilnym i nic nie stoi na przeszkodzie.
I temat znikł. Wrócił w sumie teraz, po 3 latach, jak już finansowo wyszliśmy w miarę na prostą. Nie powiem, bo marzy mi się obrączka na palcu i nazwisko takie samo jak moje dzieci (po urodzeniu nasze dzieci dostały nazwisko ojca - aby uniknąć przyszłych formalności wynikających z zawarcia przez nas związku małżeńskiego i zmiany nazwiska). I co? Cały szał minął, jesteśmy ze sobą już tyle, że mój luby doszedł do wniosku, że jak to tyle poczekało, to jeszcze może poczekać, bo jemu się domek marzy, a nie wynajmowanie mieszkania. Mały konflikt interesów, bo i na jedno i na drugie kredyt by trzeba było brać, a władować się w kredyt to nie sztuka - gorzej go potem spłacić. Oczywiście uparłam się i postawię na swoim :)) (Przepraszam, nie do tego zmierzałam, ale wykorzystałam okazję, żeby Wam się trochę wyżalić :P).
Zmierzam do tego, czy naprawdę aby żyć razem potrzebny jest ślub? Czy tylko ślub zobowiązuje do pełnego oddania się i wierności? Czy nie można mieć szczęśliwej rodziny, szczęśliwych dzieci, starać się dla samej miłości, a nie dla zawartej formalności? I w końcu - ile małżeństw rozpada się mimo Bożej łaski w postaci ślubu kościelnego, a ile związków na "kocią łapę" trwa dalej, mimo wszystko?
Zanim zaczniemy kogoś oceniać spójrzmy też trochę łaskawym okiem - nie wszystko musi być tak, jak wygląda. To, że ktoś nie zawarł ślubu, nie znaczy, że nie myśli o sobie na poważnie, czy boi się powagi sytuacji. Po prostu mogą być aspekty, o których się czasami zapomina - tak jak u nas finansowe lub inne, o których się nie mówi.
Ślub istnieje tylko na papierze, a prawdziwe uczucie, prawdziwa miłość będzie w nas tkwiła niezależnie od krążka na palcu i dokumentów "na siebie".



Zapraszam do dyskusji tutaj, oraz na naszym fp: http://www.facebook.com/Myniaki
Zapraszam również do nas na:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz