25 lipca 2016

Oczami dziecka

Czasami ciężko nam zrozumieć emocje dziecka. Robi histerię, bo ma założony niebieski podkoszulek, a chce żółty, bo wywaliła się wieża z klocków, bo dostał jogurt truskawkowy, a nie jakikolwiek inny, albo płacze bo płacze i już. Jak banalne wydają nam się takie problemy przy naszych. Jak opłacić wyprawkę dla dziecka, czy wystarczy "do pierwszego", czy nie wyrzucą mnie z pracy, kiedy w końcu uda się spłacić ten kredyt... Ale w oczach dziecka największą tragedią jest rozwalona babka z piasku albo rozsypane płatki.
Szanujmy to. Nie zabierajmy dziecku dzieciństwa. Nie obarczajmy swoimi problemami. Nie mówmy, że mamy poważniejsze problemy, a nie takie głupoty. Bo to wcale nie są głupoty, a w oczach dziecka, w jego codzienności, są to kłopoty na równi z naszymi.
Cały czar polega na tym, aby spojrzeć na małe dziecko jak na ufoludka. Tak, tak, śmiesznie to może brzmi, ale jednak czasami pomaga. Pojawia się na jakiejś planecie, gdzie obowiązują z góry ustalone zasady, w którym ludzie porozumiewają się dziwnym językiem i w sumie to nie wiadomo czego od nas oczekują. Tak właśnie czuje się dziecko. Im szybciej mamo i tato to zrozumiecie, tym szybciej zrozumiecie cały świat dziecka. Czasami sama zagryzam zęby jak mój synek robi koniec świata ze skończonej bajki albo szarpie się kilkadziesiąt minut z rajtuzami i nie daje sobie pomóc. Ale takie są już te nasze ufoludki, zaczynają od zera, muszą się nauczyć oczywistych dla nas umiejętności. A spojrzenie na dzieciaki z tej perspektywy naprawdę pozwala rozładować atmosferę i nabrać dystansu. Postawcie się w jego sytuacji - nagle znajdujecie się w obcym państwie, którego zasad nie rozumiecie i nie rozumiecie co się do Was mówi. Ciężko prawda? Dla dziecka to codzienność. To my rodzice musimy być wyrozumiałymi przewodnikami w tej trudnej drodze.



Zapraszam również do nas na:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz